Etykiety

piątek, 8 marca 2013

Coś, co można by nazwać ekstazą




            I ponownie dałam wciągnąć się w ten wir absolutnego szaleństwa. Atmosfera wokół mnie jest intensywna, mocno skondensowana. Nie odczuwam jednak żadnego ciężaru. W tym momencie moja głowa oczyszczona jest z nadmiaru wszelkiej zbędnej myśli. Czuję kojącą lekkość. Chyba się gdzieś unoszę. Wewnątrz ogarnia mnie nieprzyzwoicie przyjemne ciepło. I rozchodzi się w postaci elektryzujących fal, które wywołują dreszcze i gęsią skórkę na całym ciele. Zatracam się, gubię świadomość. Nie wiem czy to wszystko jest jeszcze rzeczywistością, czy tylko sennym marzeniem, chorą wizją. Zdaje mi się, że nie stąpam już po ziemskich ścieżynach. Takie doznania nie są zarezerwowane dla śmiertelników. Myślę, że to była właśnie rozkosz jaką odczuwali beztroscy pasterze wylegujący się na łąkach Arkadii, podczas gdy słońce pieściło ich czule swoimi długimi rączętami, wietrzyk próbował wciągnąć w tajemniczą zabawę, a ptaki śpiewały, dumne, że są autorami najpiękniejszej muzyki jaką kiedykolwiek udało się stworzyć. Nie wiem jak opisać ten stan, do czego jeszcze przyrównać. Możliwe, że jest to coś, co ogarnia kochanków, kiedy spotykają się w końcu po długim okresie tęsknoty. Dopada ich wtedy niepohamowana namiętność. Tracą kontakt ze światem. Słyszą i widzą tylko siebie. Czułe słowa i subtelny dotyk rozpalają płomienie. Sięgają wyżyn zmysłowych przyjemności. Może to być też coś, jak halucynacje po odpowiedniej dawce niedozwolonych środków. Tyle że nie wystąpią raczej żadne skutki uboczne, choć uzależnienia nie mogę wykluczyć. Wiem na pewno, że jest to coś pięknego, cudownego. Brzmi jakoś tak patetycznie, nieprawdopodobnie. A przecież jest prawdziwe. Albo stanowi coś na kształt iluzji prawdziwości. Tutaj wszystko opiera się na paradoksach. Niby nie mam pojęcia, co się dzieje, a moje zmysły są jednak maksymalnie wyostrzone. Do uszu trafia każdy najmniejszy element, najsłabszy bodziec, tylko że i tak nic nie słyszę. Wszystko jest zamglone, niewyraźne, ale doskonale widoczne, mocno zarysowane. Czas stoi w miejscu, a przecież płynie szybko. Jestem tutaj, ale żegluję po zupełnie innych wodach. Rozmyślam, czy w tej chwili jestem jedyną osobą doświadczającą czegoś takiego. Czy jest jeszcze ktoś odczuwający tak niepomierną radość? Czy w ogóle byłabym w stanie znaleźć człowieka przeżywającego podobne dziwactwa? Wydaje mi się, że zostałam wpisana na listę wielkich szczęściarzy, bo jakie by nie było moje życie na co dzień, takie krótkie uniesienia rekompensują wszystko. Czuję się wyróżniona. Teraz to mnie powinno się zazdrościć. Jeżeli się tego nigdy nie przeżyło, nie można zrozumieć. Tego się nie da po prostu wyjaśnić, zamknąć w jakieś klamry. Nie mając pojęcia o formie i kształcie Raju, zaczynam myśleć, że musi on być czymś właśnie takim. Może nie identycznym, ale bardzo zbliżonym. Jest to spełnienie, duchowa ekspedycja, wytrawna uczta, swoisty detoks. Odprężam się i wyrzucam wszystkie żale, złości, zawiedzione nadzieje. Oczywiście mam ochotę trwać w tej hipnozie całą wieczność, ale przecież nie jest to możliwe. Zaraz ktoś lub coś wyrwie mnie z tej wspaniałej krainy. I będzie trzeba wrócić do świata żywych. Do obierania ziemniaków, robienia zadań domowych i kiszenia się w szkole. Ale może dlatego te chwile są tak piękne. Występują rzadko i są krótkotrwałe. Stają się źródłem ogromnej siły i nadziei. Dla mnie jednak przede wszystkim niezapomnianych doznań, emocji i uczuć. Jeżeli kogoś interesuje, o czym ja tak właściwie piszę, będzie musiał sobie sam udzielić odpowiedzi na to pytanie i być może nie okaże się to wcale trudnym zadaniem.

Caryca

2 komentarze:

  1. Basia jak zawsze niesamowita! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Basia, sory caryca;)
    nie wiedziałam jakiego tekstu sie spodziewać po tobie. Ten jest niesamowity.
    :*

    Kaśka L

    OdpowiedzUsuń