W moim przypadku oglądanie filmów wywołuje szereg skutków ubocznych,
które trudno jednoznacznie zakwalifikować w szereg plusów lub minusów. Nie
jestem w tej dziedzinie specjalistą, ale stworzyłam sobie pewne kryterium,
według którego jestem w stanie ocenić, czy dany film zasługuje na uwagę i czy
należy go zapisać w poczet produkcji udanych. Co stanowi dla mnie taki miernik?
Otóż po zakończonym seansie pozostaję w lekkim szoku i stanie otumanienia. Nie
bardzo mam świadomość tego, co dzieje się wokół. Często jestem tak zaaprobowana
tym, co zobaczyłam, że nie mogę przez pewien czas wykrztusić choćby słowa. Moje
myśli są mocno pochłonięte przedstawioną problematyką. Twórcy zmuszają mnie do
poważnej refleksji. W przypadku nocnego oglądania nie wykluczona jest
bezsenność. Jeżeli coś jest naprawdę nietuzinkowe, to nie pozwala o sobie
szybko zapomnieć. Gdzieś z tyłu głowy wije się jeszcze przez dość długo.
Intensywność rozmyślań topnieje powoli i stopniowo. Jednak taki obraz znajduje
sobie stałe miejsce w moim życiu. Wracam do niego wspomnieniami. Nie obce jest
mi zjawisko utożsamiania się z bohaterami, lokowania swojej osoby w filmowych
realiach. Nawet jeśli historia zabarwiona jest szarymi, zimnymi odcieniami,
bycie jej częścią rysuje się jako coś niezwykle ciekawego, gwarantującego
niecodzienne przeżycia. Myślę, że nie tylko dla mnie jest to czasem odskocznia
i alternatywny świat, kiedy tego mamy już troszeczkę dość. Ale oczywistym jest,
że nadmierne zatracenie w tym innym świecie może stać się niebezpieczne.
Kontakt z rzeczywistością musi pozostać. Obiektywne stwierdzenie, że coś jest
dobre lub złe, w przypadku dzieł filmowych bywa trudne. Są jakieś tam czynniki,
które daną produkcję przekreślają, ale tak poza tym, wszystko zależy od gustu i
upodobań. I tutaj posiadam swoich faworytów, jak i rzeczy, do których jestem
nieco uprzedzona. Uwielbiam, kiedy film bije realizmem, prawdziwością, smutną
prozą życia. Pasjonują mnie zawiłe meandry historii. Absolutnie zajmują
powykręcane, wielowątkowe obrazy, w których nie do końca wiadomo, o co chodzi,
a które po każdym kolejnym obejrzeniu interpretuje się inaczej. Łatwo się więc
domyślić, iż moją domeną są wszelkiej maści dramaty: psychologiczne, społeczne,
historyczne, wojenne, obyczajowe. Należę do tej nielicznej grupy, która ceni
sobie w tym sektorze kino polskie. Jakoś te nasze realia, pomysły najbardziej
mnie uderzają. Choć nie wyłącznie. Muszę się też przyznać, że w odbiorze filmu
przez moją skromną osobę, ogromną rolę odgrywa muzyka. Nie jest tajemnicą, że
to moja ulubiona dziedzina sztuki. Buduje odpowiedni klimat i trzeba przyznać,
że często stanowi o sile pewnych produkcji. Jestem też z tych, którzy wykazują
pewną słabość do ulubionych aktorów i łykają w ciemno ich kolejne popisy.
Przyznaję, tutaj nie jestem w stanie zawsze zachować dystansu i chłodnego
spojrzenia. Film, jako coś silnie oddziałującego na społeczeństwo, powinien
reprezentować sobą jakieś pozytywne wartości. Dobrze wiemy, że bywa z tym
różnie. Oczywiście, ma też swoją drugą funkcję, a mianowicie dostarczanie
rozrywki, ale ta często bywa wręcz na żenująco niskim poziomie. Przepych i
efekciarskie sztuczki nie powinny przysłaniać ważniejszych składowych. Forma
nie może dominować nad treścią. Jako odbiorcy nie dajmy się zbyć i zadowolić byle
czym. Obserwując zachodzące procesy, zauważam niepokojącą tendencję spychania
sztuki w dół. Robienia z niej jakiejś bezsmakowej papki. Bardziej wymagające
rzeczy gdzieś tam sobie funkcjonują i na szczęście zawsze będą, ale dlaczego
najbardziej wpływowe media wciskają nam takie bezpłciowe potworki?
Caryca
Popieram. Bardzo lubię filmy z przekazem. :)
OdpowiedzUsuń38 year-old Software Engineer IV Perry Blasi, hailing from Woodstock enjoys watching movies like "Resident, The" and Quilting. Took a trip to Gusuku Sites and Related Properties of the Kingdom of Ryukyu and drives a Ferrari 250 MM Berlinetta. mozna sprobowac tego
OdpowiedzUsuń